Będę nadal zamykał agencje – deklarował ś.p. Lech Kaczyński, jeszcze jako prezydent stolicy. Chodziło oczywiście o burdele. Za jego sprawą w Warszawie zniknęło 50 agencji towarzyskich, ale w miejsce zlikwidowanych powstały od razu nowe. Najstarszy zawód świata ma się dobrze i potrafi elastycznie dostosować się do rynku. W czasie mundialu w Niemczech „pracowało” 400 tysięcy prostytutek, także z Polski. Jak się okazuje, nie tylko hydraulik czy pielęgniarka są naszym „towarem eksportowym”. Jak pokazuje doświadczenie innych krajów, lepszym rozwiązaniem mogłaby być legalizacja płatnego seksu. Pozwala ona kontrolować działalność agencji, chronić zatrudnione w nich kobiety, a nawet czerpać zyski z opodatkowania prostytucji. Jednak prezydent Kaczyński stawia sprawę jasno: „Na legalizację agencji się nie zgadzam. Nie wierzę, że uda mi się zamknąć wszystkie domy publiczne, ale nie widzę też powodu, by się zgadzać na ich działalność”. Politycy Prawa i Sprawiedliwości idą jeszcze dalej. Chcieli karać klientów, ujawniając ich personalia, i zawiadamiać zakłady pracy o praktykach, jakim się oddają. Karane miały być – w bliżej nieokreślony sposób – także kobiety żyjące z nierządu.
Damy wyzwolone
Co pewien czas przez prasę przetacza się fala artykułów o płatnej miłości i jej współczesnych „kapłankach”. Z reguły to tylko poszukiwanie taniej sensacji, bo nic tak nie ożywia gazety jak reportaż o grzesznych uciechach. Prostytutki przedstawiane są jako cyniczne, zimne indywidua „lubiące tę robotę”, jako ofiary bezrobocia lub podstępnie zwabione do zawodu naiwniaczki. Wiele jest też rzewnych opowieści, jak choćby książka Barbary Stanisławczyk „Dziewczynki”, w której klient zakochuje się w prostytutce i chce ją sprowadzić na dobrą drogę. W literaturze przedmiotu były też dziewczyny o złotym sercu, zepsute lolitki, uwiedzione służące i gospodynie domowe, łatające ciałem domowy budżet… Takie pokazywanie kobiety prostytuującej się jest stereotypem, który im częściej się powtarza, tym mniejsze robi wrażenie. Wstrząsem jest zaś przełamywanie tabu. Henri de Toulouse-Lautrec mieszkał w domach rozkoszy. Ich mieszkankom poświęcił cykl 50 obrazów, na których uwiecznił je w codziennych czynnościach, jakim oddają się wszystkie kobiety. Obrazy, eksponowane publicznie, wywołały skandal – ich bohaterki niczym się bowiem nie różniły od zwykłych żon i matek. Wstrząsem był też film Luisa Bunuela z 1967 r. „Piękność dnia”, w którym główną rolę zagrała Catherine Deneuve. To opowieść o dobrze sytuowanej kobiecie z wyższych sfer, która pod nieobecność męża zmienia się w luksusową i… wyrafinowaną dziwkę. Film obalał mit, że kobiety płatnej miłości oddają się wyłącznie z pobudek ekonomicznych.
Więcej, stawiał tezę, że każda kobieta marzy, by czasem być dziwką lub przynajmniej tancerką go-go, jak Nomi, bohaterka filmu „Show Girls”. W podobnym tonie utrzymany był filmowy dokument „Historia prostutucji”. Nicki Roberts, była prostytutka i striptizerka, pokazywała, że prostytutki nie zawsze są „upadłymi dziewicami”, które z głupoty lub wskutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności zeszły na złą drogę. Przymus ekonomiczny stanowił główną przyczynę wejścia w prostutucję, choć nie wyłącznie. Kiedyś kobiety mogły „przyzwoicie” żyć, wychodząc za mąż lub wstępując do klasztoru. Jednak by to uczynić, należało mieć posag. Wiele rodzin nie było na to stać. Nicki Roberts twierdzi, że istotnym powodem podejmowania pracy prostytutki – o czym milczą badacze zjawiska – była chęć uniezależnienia się od mężczyzny, wyrwania z nieszczęśliwego małżeństwa. Ale problem dotyczył też mężczyzn. Aż do rewolucji przemysłowej w XIX wieku wielu nie było stać na założenie rodziny, a seks przedmałżeński stanowił temat tabu. Niezamężne dziewice żyły w cnocie, zaś nieżonaci mężczyźni korzystali z usług prostytutek.
Urok legalizacji
Wielu polityków i prawników argumentuje, że seksbiznes w Polsce nie może być prowadzony w majestacie prawa. Michał Boni, były minister pracy, uważa, że byłoby to przyzwolenie na przestępczą działalność. Choć zalegalizowanie prostytucji mogłoby przynieść budżetowi dodatkowy miliard złotych rocznie, rządzący twierdzą, że państwu nie wypada czerpać korzyści z nierządu. Jest też poważna przeszkoda prawna – w 1952 roku Polska ratyfikowała konwencję ONZ o zwalczaniu handlu ludźmi i eksploatacji prostytucji. Oznacza to właśnie zakaz prowadzenia legalnych domów publicznych. W Niemczech prostytucja jest legalna, a mimo to wciąż odbywa się handel żywym towarem – argumentują przeciwnicy legalizacji. Nie sposób temu zaprzeczyć, faktem jednak jest, że „podziemna” prostytucja to łakomy kąsek dla mafii, która zarabia na płatnym seksie krocie. Usankcjonowanie seksbiznesu może przynajmniej ograniczyć handel kobietami.
Takiego zdania jest seksuolog, prof. Zbigniew Izdebski. Według profesora „legalizacja prostytucji przyczyniłaby się do bardziej klarownej sytuacji prawnej prostytutek, co zmniejszyłoby kryminogenność”. Izdebski dodaje, że dałaby też poczucie bezpieczeństwa klientom korzystającym z usług kobiet, a także mogłaby pomóc mężczyznom mającym trudności z realizacją seksualną, a tym samym zapobiec przestępstwom na tle seksualnym. Podobne zdanie ma prof. Jan Winiecki z Uniwersytetu Europejskiego Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. Uważa on, że największą korzyścią zalegalizowania seksbiznesu byłoby ograniczenie jego kryminalnej otoczki. Zmniejszyłby się też rozziew między normami prawa a rzeczywistością. Podkreśla to także prof. Marian Filar, karnista. Większego sensu nie mają także kary dla klientów prostytutek, stosowane na przykład w Szwecji. „Szwedzi w większym stopniu korzystają z usług prostytutek w Danii, a także w innych krajach. Niewątpliwie warto się przyjrzeć doświadczeniom tych krajów, w których zjawisko zostało zalegalizowane. To wpłynęłoby na poprawę rozwiązań prawnych, socjalnych i zdrowotnych” – przekonuje prof. Zbigniew Izdebski. Tępienie seksbiznesu to walka z wiatrakami, która zepchnie tę branżę jeszcze głębiej do opanowanego przez mafię podziemia. A aura zakazanego owocu sprawi, że jego smak stanie się jeszcze pikantniejszy.